Zdjęcie
Zofia Hertz i Jerzy Giedroyc. Pokój Henryka Giedroycia w Maisons-Laffitte. 1965. / Sygn. FIL00060
© INSTYTUT LITERACKI

Jerzy Giedroyc o odbudowie Zamku Królewskiego w Warszawie

ZUZANNA DZIEDZIC


Rozgorzała tuż po zakończeniu wojny debata na temat odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie toczyła się również w środowisku „Kultury” – zarówno na łamach pisma, jak i w korespondencji Redakcji.

Szóstego maja 1957 roku Stanisław Lorentz, ówczesny dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, pisze do Jerzego Giedroycia list wykraczający poza dotychczasowe ramy ich wieloletniej korespondencji – sprowadzającej się głównie do kurtuazyjnych próśb o zdobycie kolejnych publikacji lub prenumeraty „Kultury”. Lorentz, od lat żywo zaangażowany w losy warszawskiego Zamku i mający wielkie zasługi w ratowaniu jego pozostałości w czasie wojny, przedstawia swój zamiar powołania Komitetu Obywatelskiego, który miałby na celu między innymi pozyskiwanie funduszy na odbudowę zabytku, kierując przy tym pytanie do Redaktora, czy ten uważa, że powyższa inicjatywa mogłaby liczyć na wsparcie „Kultury” oraz pomoc finansową polonii zagranicznej.

Odpowiedź Giedroycia nadchodzi po niedługim czasie. W zaskakująco obszernym liście nakreśla Redaktor własne stanowisko w tej kwestii. Negatywnie odnosząc się do propozycji Lorentza – która główny ciężar finansowy chciałaby położyć na barkach emigracji polskiej, według Giedroycia niewystarczająco zamożnej – wysuwa w zamian rozwiązanie alternatywne: obarczenie kosztami odbudowy warszawskiego zabytku Niemiec Zachodnich.

Myślę, że w obecnej sytuacji międzynarodowej, a specjalnie po wyborach, które mają mieć miejsce we wrześniu – tego rodzaju inicjatywa może się spotkać z doskonałym przyjęciem. Tego rodzaju rozwiązanie dałoby szereg korzyści: przede wszystkim pozwoli to rzeczywiście szybko i dobrze odbudować Zamek, 2) taki gest ze strony Niemiec niewątpliwie przyczyni się do pewnej normalizacji stosunków – ma się rozumieć zależy to wszystko od formy w jakiej to ma być zrobione. 3) ponieważ w tej chwili jesteśmy w okresie pewnego odprężenia stosunków Sowiety-Niemcy Zachodnie – ten gest nie wywoła sprzeciwów Moskwy. Znów podkreślam – przy odpowiednim ustawieniu całej sprawy. 4) Sądzę, że również taka inicjatywa nie spotka się ze sprzeciwem Niemiec Wschodnich. Są tu dwa momenty: po pierwsze odpowiedzialność za zniszczenie Warszawy i Zamku obciąża całe Niemcy, niezależnie od obecnego podziału, po drugie Wschodnie Niemcy, jako republika zaprzyjaźniona, będą zawsze mogły się przyłączyć do ewentualnej inicjatywy Niemiec Zachodnich – chociażby nawiązując do pewnych tradycji łączących Saksonię z Warszawą i Zamkiem Królewskim. Tę stronę „historyczną” można by bez wielkiego naciągania podbudować.

Brak kontynuacji tego wątku w dalszej zachowanej korespondencji z Lorentzem. Jednakże szersza dyskusja na temat Zamku w środowisku „Kultury” dopiero się wówczas rozpoczyna. Sześć lat później, w październikowym numerze pisma, przeczytać można w „Kronice Angielskiej:  z prasy krajowej wynika, że pogrzebano definitywnie projekt odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie. (Kultura 10/1963(192), s. 68-69.).Redagujący ją Juliusz Mieroszewski uważa (tak jak przed kilkoma laty Lorentz), że powołany już wówczas Komitet Odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie powinien zwrócić się o pomoc do emigracji polskiej. Widzi w tym Mieroszewski także akt pojednania i złączenia Polaków pozostających w kraju z  Polakami zagranicznymi. Kamień jest nie-kontrowersyjny. – puentuje Londyńczyk – Wawel, Stare Miasto, Zamek Królewski w Warszawie mówią polszczyzną ponad-partyjną, ponad-czasową – wszystkim nam wspólną. Kamienie przeszłości są źródłem łączności nie tylko z umarłymi lecz i żywych z żywymi.

Dziewiętnastego stycznia 1971 roku w Warszawie zapada decyzja o odbudowie zabytku. Kilka dni później obydwa  się zaś inauguracyjne spotkanie Obywatelskiego Komitetu Odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie – którego jednym z przewodniczących zostaje Stanisław Lorentz.

W odpowiedzi na te wydarzenia 2 lutego Giedroyc wysyła list do Sławomira Mrożka. Przedstawiona w nim propozycja jest echem projektu, który Redaktor przed czternastoma laty przedstawił dyrektorowi warszawskiego Muzeum Narodowego. Tym razem zwraca się do pisarza, by ten pomógł mu ów pomysł zrealizować przy pomocy… Güntera Grassa.

Mam do Pana prośbę. Jak Pan wie nowe kierownictwo znalazło doskonały numer na rozładowanie inteligencji i emigracji a mianowicie odbudowę Zamku Król. w Warszawie. Rzecz sama w sobie dobra gdyby intencje władzy nie były tak przejrzyste. Ale to ma jeszcze inny aspekt. Zamek właściwie nie został zniszczony przez działania wojenne ale na zimno i z premedytacją zdynamitowany przez Niemców. Byłoby rzeczą więc słuszną by Niemcy go odbudowali. I to bynajmniej nie tylko Niemcy Zachodnie ale również i Wschodnie, bo nie sposób dzielić odpowiedzialność, abstrahując że ex hitlerowców jest znacznie więcej u Ulbrichta niż w Bonn. Wystąpienie z tą sugestią mogłoby bardzo pomieszać kanty. By ten apel znalazł rezonans musiałby być napisany przez kogoś z Niemców o dużym nazwisku i pewnej określonej postawie moralnej /nie mówię już o koniecznej dozie wyobraźni politycznej o co nie jest łatwo/. Przyszło mi na myśl, że takim człowiekiem może być Günter Grass. Słyszałem, że Pan się z nim przyjaźni. Jeśli to jest ścisłe to czy chciałby Pan do niego zwrócić się w tej sprawie? Bardzo proszę o parę słów.

W odpowiedzi na list Mrożek informuje Giedroycia, iż nie zna Grassa na tyle dobrze, aby móc o taką przysługę prosić – zatem i w tym przypadku inicjatywa Redaktora nie zostaje urzeczywistniona.

Tymczasem na łamach „Kultury” dyskusja na temat Zamku przybiera na sile. W marcowym numerze przeczytać można artykuł „Zamek i Katyń” – znów pióra Mieroszewskiego, w którym przedstawia proklamowane we wspomnianych listach stanowisko Giedroycia, nazywając je wspólnym dla całej redakcji pisma.

W redakcji Kultury jesteśmy zdania, że Zamek Królewski w Warszawie winni odbudować ci, którzy wysadzili go w powietrze, tzn. Niemcy. Wysadzenie Zamku nie miało nic wspólnego z operacjami wojskowymi a czyn ten stanowi przykład barbarzyństwa i wandalizmu hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy. Tak Federalna Republika jak i NRD odpowiadają za szkody wyrządzone przez hitlerowców. (Kultura 3/1971(282), s. 78-79). 

W prywatnej korespondencji Giedroyc nawiązuje do cytowanego artykułu, pisząc Mieroszewskiemu, że kwestia Zamku Królewskiego zbyt łagodnie została przez nich potraktowana. Ta dywersa okazała się znacznie ważniejsza, niż można by się było spodziewać – kwituje Redaktor.

W czerwcowym numerze tego samego roku opublikowany zostaje artykuł Ludowy zamek? napisany przez Bogdana Adamskiego. Kryjący się pod tym pseudonimem architekt Adam Berestyński prezentuje zupełnie inne, bo negatywne spojrzenie na kwestię odbudowy warszawskiego zabytku.  Propozycję opublikowania owego artykułu przesłał Berestyński Giedroyciowi już trzy lata wcześniej – ta jednak została przez Redaktora odrzucona.

Sprawa odbudowy Zamku Warszawskiego szczerze mówiąc, mało mnie interesuje, a nie chciałbym robić dyskusji na ten temat w „Kulturze”, ze względu na to, że sprawa ta odżyła na emigracji w celach wyłącznie dywersyjnych. Prywatnie uważam tą odbudowę za potrzebną nie dyskutując hierarchii celów.

W dalszej części listu ujawnia również Giedroyc fiasko swoich poprzednich inicjatyw dotyczących finansowania odbudowy Zamku  – odrzuconych oficjalnie przez władze polskie.

            Dwudziestego drugiego kwietnia 1971 roku Berestyński ponownie wysyła Redaktorowi propozycję opublikowania artykułu dotyczącego warszawskiego Zamku. Być może uzna Pan Redaktor, że wśród zalewu publikacji popierających akcję odbudowy Zamku, jeden artykuł wyrażający odmienne stanowisko przyczyni się do rzeczowej dyskusji – pisze architekt. Giedroyc nazywa artykuł interesującym i decyduje się na umieszczenie go w czerwcowym numerze.

Ludowy Zamek? bardzo gorzko rozprawia się z hucznym projektem odbudowy warszawskiego zabytku. Ta bowiem, według Berestyńskiego, zdaje się być fantasmagorią nie mającą podstaw ani w wartości estetycznej, ani w potencjalnej przydatności budynku. 

Nie ma żadnej logicznej podstawy racjonalnej i ekonomicznej dla konieczności tej budowy, bowiem oddanie Zamku na cele reprezentacyjne jest jego jedyną możliwą funkcją, a funkcja ta w skali potrzeb stolicy jest bardzo dalekoplanowa. Jeśli dalej wyobrazimy sobie koszt rekonstrukcji w przeliczeniu na izby mieszkalne, to w głowie się nie chce mieścić, że w naszych warunkach zdecydowano się jednak na rekonstrukcję. Musimy również jasno zdawać sobie sprawę z faktu, że Zamek jako budowla nie przedstawiał żadnych wartości architektonicznych nie tylko w skali europejskiej, ale nawet krajowej. Zdawał sobie już z tego sprawę światły Stanisław August – n.b. twórca znakomitych wnętrz Zamku – który marzył o jego zasadniczej przebudowie. (…) Konkludując – budowa Zamku warszawskiego jako zachcianka sentymentalnego milionera – tak, jako wysiłek zrujnowanego, ubogiego narodu – chyba nie!” (Kultura 6/1971(285), s. 98-101.)

Siedem lat później Zamek Królewski udostępniono publiczności, a w 1984 roku – całkowicie ukończono jego odbudowę.

Zuzanna Dziedzic

Magdalena Strąk

 

Postacie powiązane

ZOBACZ TEKSTY NA PODOBNY TEMAT


Pomiń sekcję linków społecznościowych Facebook Instagram Vimeo Powrót do sekcji linków społecznościowych
Powrót na początek strony